sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 1

  Otchłań, tysiące zabitych ludzi, śmierć, niepokój. Wojna, krwawa i pozbawiona skrupułów. Ból, strata i niekończące się zło. Straciła wszystkich, matkę, ojca, przyjaciół, nawet denerwującego Henryka, który leżał obok niej, cały we krwi. Chronił ją, oddał własne życie w zamian za jej.
- Nie! - wykrzyknęła gwałtownie i mimo bólu, doczołgała się do leżącego chłopaka - Proszę nie, żyj, błagam, nie zostawiaj mnie, proszę! - szturchała nim, dygocząc z płaczu i zimna.   

Dotknęła jego zimnego policzka i spojrzała w puste oczy. Nie było w nich życia, tej iskry, którą uwielbiała, a  za zarazem nienawidziła. Wybuchła płaczem, niepohamowanym i nagłym. Uderzała, szturchała, krzyczała, a on nadal pozostawał bez ruchu.
- Idioto, ty skończony idioto, to ja miałabym być na twoim miejscu, ja! - Jej krzyk roznosił się echem po spustoszałym miasteczku, które niegdyś tętniło życiem - nie odchodź, potrzebuję cię - wyszeptała cicho, opadając ze zmęczenia.
     Leżała, patrząc w gwieździste niebo, nuciła cicho pod nosem kołysankę, którą jej matka śpiewała, gdy była jeszcze dzieckiem. Łzy spływały po jej brudnych od kurzu i krwi policzkach.
- Chce umrzeć - szepnęła.
Nagle ktoś jej zasłonił piękne gwiazdy i niebo, zdziwiła się, myślała, że nikogo już tu nie ma. To był
On, cały czas jej szukał i odnalazł. Pokonaną, zranioną i pragnącą śmierci. Wstała, nie zważając na piekący ból u nogi i spojrzała w jego oczy; były takie same jak jej, wyglądały jak czarna otchłań.
- Widzisz, jesteśmy tacy sami, moja droga - wyszeptał, dotykając jej policzka.

     Zerwała się z krzykiem i zalana potem. Ciągle ten sen, co noc ten sam i co noc coraz bardziej realistyczny.
- Spokojnie, spokojnie, to tylko sen - szeptała cicho, próbując się uspokoić. Jej oddech powoli wracał do normalnego rytmu, przetarła spocone czoło i spojrzała przed siebie.
      Czemu on był ciągle taki sam? I czemu za każdym razem czuła jeszcze większy ból? Nie wiedziała tego, a tak cholernie się bała.
      Spojrzała na łoże obok, spała tam jej rodzicielka, była cała i zdrowa, ale jednak bardzo tajemnicza. Nie chciała odpowiadać na jej pytania, unikała wielu rozmów i tematów, nienawidziła tego.Czuła, że powinna coś wiedzieć i to uczucie cały czas było z nią. Nękało ją.

* * *

     Miasteczko Yaamayska*  było piękne, kochała je. Pełno leśnych dróg, którymi często chodziła. Las był tajemniczy, skrywał historie, o których nikt nie wiedział, dlatego go tak uwielbiała. Często tam przesiadywała, napawając się zielenią i pięknymi kolorami kwiatów.
    Lubiła patrzeć na te drewniane chatki, były proste, ale w tej prostocie kryło się piękno. Panowała tutaj cudowna atmosfera, ludzie byli mili i życzliwi, w szczególności dla niej. Czasem czuła się dziwnie, każdy traktował ją lepiej niż pozostałych, ale nigdy się nie przyznała, że ma takie wrażenie, czemu? Mogli by ją posądzić o zuchwalstwo, a tego nie chciała. Ceniła sobie ich zdanie. Każdy był tutaj dla niej rodziną, kimś kogo kochała i doskonale wiedziała, że dałaby się zabić za każdego z nich.
    Chłopi procowali w pocie czoła na polach, nienawidziła tego. Czemu oni muszą być tak traktowani? Szlachta pozwalała sobie na zbyt wiele, ale ona doskonale wiedziała, że nic nie może zrobić. Jest zwykłą wieśniaczką, której przystało żyć w takim a nie innym świecie. Otrząsnęła się z zamyślenia i kierowała się w stronę ich miejsca spotkań, usłyszała za sobą kroki i od razu wiedziała, że to on.
- Czego chcesz? Nie masz co robić, pomógłbyś ojcu, a nie uganiał się za mną - wycedziła przez zęby, nawet nie zaszczycając Henryka spojrzeniem.
- Wyglądasz jak przychlast, nie schlebiaj sobie, nie uganiam się za tobą - zaśmiał się, łapiąc ją za rękę - twoja matka kazała mi sprawdzić co robi jej ukochana córka - powiedział z wyraźnym sarkazmem w głosie, spojrzał w jej ciemne oczy i zobaczył w nich złość, doskonale wiedział, że zaraz poleci litania obelg w jego stronę.
- Ty skończony idioto, jesteś kretynem, debilem i wynoś się, nie twój interes co robię. - Wyrywała swoja dłoń, prychając.
     Szła naprzód, nie zwracając na niego uwagi. Uczepił się jej jak rzep psiego ogona, zawsze przy niej był, gdziekolwiek by się nie poruszyła, dobrze, że nie idzie jeszcze się ze mną załatwiać pomyślała z przekąsem, zerknęła delikatnie w tył i, oczywiście, on tam był. Nienawidziła tej brązowej czupryny na jego głowie, tych niebieskich oczu, lekkich piegów na nosie, nienawidziła tego, że była od niego dwa razy niższa, nienawidziła tego, że każda dziewka poleciałaby do niego z zamkniętymi oczami. Czemu one wszystkie są w nim zakochane? może jest przystojny, nie, nie jest, jest idiotą przeleciało jej przez głowę.
   Spojrzała na przód, był tam, stał pod ich drzewem. Jej blond anioł, ruszyła w bieg, nie zważając na nic. Jej serce biło dwa razy szybciej, a radość jaką poczuła była niedopisania. Kochała go. Rzuciła się mu w ramiona, śmiejąc się przy tym uroczo.
- Jesteś - wyszeptała cicho, patrząc w jego niebieskie oczy, które tak uwielbiała.
- Jestem. - Uśmiechnął się lekko, a na jej ustach złożył pocałunek, tak czuły, tak przepełniony miłością.  
Nagle za sobą usłyszeli chrząknięcie, poczuła ogromną złość, jak nigdy. To znów on, znów tej piegus, odwróciła się gwałtownie, myślała tylko o swojej złości do Henryka, popatrzyła na niego z nienawiścią i nagle chłopaka odrzuciło kilka metrów.
- Boże! - wykrzyknęła i rzuciła się do niego biegiem, wiedziała, że to ona zrobiła, tylko nie wiedziała jak - nic ci nie jest?! Co się stało? Jak? Co? - powtarzała ciągle te same pytania, trząsając nim.
- Nie wiem - odparł bez przekonania, odwracając wzrok.
Po chwili blondynka opadła na ziemie, zemdlała. Henryk podniósł się bez zastanowienia i złapał ją za rękę.
- Co ona zrobiła? Co się tutaj dzieje? - pytał zdezorientowany blondyn, strach go tak sparaliżował, że nie wiedział jak ma zareagować.
- Zjeżdżaj stąd! - wycedził brunet, dotykając policzka Liliany - no mała, budź się, proszę - szeptał do dziewczyny, biorąc ją na ręce.
     Podniósł jej drobne ciało i szedł na przód. Wiedział, że nadszedł czas, będzie musiała się dowiedzieć. Łza popłynęła po jego policzku, zdał sobie sprawę, że może ją stracić, że mogą przegrać, że nadszedł czas wojny. Okrutny czas.


 * * * 
      Starszyzna była zebrana przy dużym, długim stole. Sytuacja była krytyczna i natychmiastowa, musieli teraz podjąć decyzję, od której zależało życie ich ludzi.
- Musimy jej o tym powiedzieć! - krzyknął i uderzył pięścią w stół.

- Ale ona jest jeszcze dzieckiem! Dobrze wiecie jaka to odpowiedzialność! - Isabella wymachiwała dłońmi, a do jej oczu napływały łzy.
- Nie płacz, dobrze wiesz, że takie jest jej przeznaczenie, po to była stworzona, musimy jej powiedzieć, zanim On nas wyprzedzi - odparł straszy mężczyzna, patrząc przed siebie. - zresztą ona nie jest już dzieckiem, kobiety w jej wieku mają już swoje dzieci, ty ją chcesz po prostu uporczywie przy sobie zatrzymać. - Zerknął na nią, cicho szeptając. Zranił ją tymi słowami, widział to.
     Każdy siedział cicho, pokochali tę dziewczynę, a doskonale wiedzieli jaką stawkę będzie musiała ponieść.
- Może jest jeszcze za wcześnie? - Ktoś z tyłu w końcu postanowił się odezwać.
- Na co za wcześnie?! Prawie mnie dziś zabiła! - Brunet chodził w kółko zdenerwowany - ona mnie nienawidzi, a ja mimo to muszę przy niej być, bo mam takie zadanie, które wy - tutaj wskazał palcami na nich - nadaliście mi, sam jestem od niej niewiele straszy, a mimo tego, mam to brzemię na barkach  i czuję, nie! - wykrzyknął - ja jestem pewny, że to jest ten czas - spuścił głowę i wyszeptał cicho. - Issabelo, wiesz, że ja się nią zajmę, będę zawsze przy niej, nieważne, czy ona tego chce. Jeśli będzie trzeba oddam za nią życie - złapał trzęsącą dłoń kobiety i uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - i tak na razie będzie w wiosce, musi się wszystkiego nauczyć, musi wiedzieć, co ją czeka, ona nas uratuje i będziemy później szczęśliwi, obiecuje ci, rozumiesz? Obiecuje ci to. - Ścisnął mocniej jej dłoń i mówił z takim przekonaniem, że każdy by w to uwierzył.
- Ona, ona ma od jakiegoś czasu wizje - Isabella patrzyła tępo na ludzi, którzy znajdowali się w pomieszczeniu. Miała im o tym powiedzieć, ale za każdym razem nie mogła wydusić słowa, bo wiedziała jaką będzie musiała ponieść stratę, a to odbierało jej głos - wiem, powinnam była wam powiedzieć, ale nie mogłam, jestem jej matką, od samych narodzin musiałam o nią walczyć, musiałam się poświęcić, uciekać, musiałam ją ratować, bo jestem jej matką, a ona jest moim dzieckiem, moją rolą jest jej chronienie, robiłam to do momentu, do którego mogłam i jeśli teraz muszę ją oddać w ręce zła, to to zrobię, ale, Henryku, obiecaj mi, obiecaj, że będziesz o nią walczył. - słowa, które wypowiadała płynęły prosto z jej serca. Jej dusza została zraniona, głos jej się łamał, ale znów, znów musiała poświęcić swoje szczęście nad szczęście innych, miała nadzieje, że tylko jej sny nie są prawdą.
- Co widziała? - spytał, stary, siwy, opierający się o laskę mężczyzna.
- Wszyscy zginiemy. - odparła z powagą.

* nazwa pochodząca ze języka somalijskiego

2 komentarze:

  1. Hej! Miałam zamiar odwdzięczyć się za Twój komentarz, ale wyszło tak, że zatrzymałam się tutaj na dłużej. Najpierw zainteresowała mnie nazwa bloga, później szablon, naprawdę świetny (!), wreszcie treść, która jest przemyślana i oryginalna, a o to trudno. Właściwie powinnam napisać coś odnośnie fabuły, ale niewiele na razie się wyjaśniło, więc oszczędzę Ci moich spekulacji. :)
    Dodaję Cię do obserwowanych nie tylko dlatego, że z moimi umiejętnościami językowymi zajęłoby sporo znalezienie nazwy bloga, ale dlatego, że chcę śledzić tę historię na bieżąco.
    Pozdrawiam ciepło i do następnego,
    L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nazwa bloga, no początkowo to było "blade-nadzieje", ale przez swoją głupotę zapomniałam hasła i loginu do konta, tak, wiem jestem super, zero sarkazmu. A tak na poważnie - chyba ta nazwa pasuje bardziej, mimo że trudno ją zapamiętać, to oddaje całe opowiadanie. Szablon - jest z szabloniarni, wolny.... widziałam go już chyba na trzech blogach, ale to nic, bo ten idealnie pasuje i wątpię, że go zmienię kiedykolwiek, choć... ze mną nic nie wiadomo. Czy treść jest przemyślana? W ogóle, ani trochę, pisze to co mi wpadnie w danej chwili do głowy. Początkowo to miała być historia o dziewczynie, która x lat temu została porzucona przez matkę, bo była..., jak to w średniowieczu, coś innego, strasznego - to diabeł i tyle. Później miała być to historia o prześladowaniach właśnie Dhimashada, no a teraz... odbiegłam troszeczkę od tej wersji, aczkolwiek prolog naprowadza mnie na prostą drogę, więc nie mogę nagle wymyślić coś innego, o. Ale dla moje spokoju, w końcu wiem jak ta historia będzie poprowadzona. Choć i tak pewnie siebie zaskoczę końcowym efektem, no ale.

      U mnie w linkach też już jesteś, aż przyznam, że zmusiłaś mnie od obejrzenia drugiej części Igrzysk śmierci i jestem wniebowzięta, poważnie. Ale zakończenie tego było do kitu, mój kochany Peeta! Tyle bólu i smutku. ;-;

      Usuń

Zaczarowani